czwartek, 21 czerwca 2007

Kuba i Białoruś: nagłe nawrócenie

Być może nie ma to związku z polską polityką, ale z pewnością jest to polityka na wyższym szczeblu. Oto bowiem okazało się, że Białoruś i Kuba od wczoraj nie naruszają praw człowieka. Od wtorku nasz wschodni sąsiad nie więzi opozycjonistów, ludzie nie znikają bez śladu, panuje wolność słowa i swoboda gospodarcza. Jednego dnia Białoruś i Kuba są państwami podejrzanymi, a drugiego już nie. Nie ma to, bynajmniej, związku ze śmiercią reżimowych przywódców tych krajów, ale z działaniami Rady Praw Człowieka ONZ.
Powstała w 2006 roku instytucja miała być nowym rozdziałem w historii Narodów Zjednoczonych a staje się jedynie pośmiewiskiem. Sześć krajów, które zasiadają w radzie ma stałe problemy z naruszaniem praw człowieka. W porównaniu z tym zakazywanie Parad Równości w Polsce to pikuś. Znajdują się wśród nich Wenezuela, gdzie zamknięto ostatnią niezależną telewizję a prezydent Chavez chce wprowadzić raj na ziemi, oraz Chiny, gdzie za niezapłacenie podatku VAT grozi egzekucja. W Radzie zasiada również Rosja, która uważa się za „największą demokrację świata”. Arabia Saudyjska również nie jest krajem, gdzie prawa człowieka- w szczególności kobiet- są na pierwszym miejscu.
W rzeczywistości Rada staje się jedynie narzędziem wpływów politycznych służących wybielaniu reżimów. Białoruś zniknęła z listy krajów, w których narusza się prawa człowieka dzięki protekcji Rosji, która również to czyni. Rosjanie skrytykowali raport wysłannika Rady na Białoruś (który nie został wpuszczony do kraju) i określili go jako tendencyjny (a więc nieobiektywny i stronniczy). Kuba z kolei przestała być reżimem, dlatego że USA bały się nieukonstytuowania się Rady a w konsekwencji jej upadku. Po co jednak tworzyć organ, w którym zasiadają państwa uważające prawa człowieka za abstrakcję? To marnotrawstwo czasu i pieniędzy. Kolejna piękna idea opierająca się na wspólnym spotkaniu, podczas której wszystko można się załatwić. Na razie tą ideę wykorzystują reżimy, które w Radzie wzajemnie się popierają i oczyszczają- tak jak w przypadku Sudanu. Co daje nam Rada? Poza stwierdzeniem, że jedne kraje nie przestrzegają praw człowieka a inne ich przestrzegają absolutnie nic. To może powiedzieć nam Amnesty International. Rada- poza upominaniem- nie ma żadnych możliwości a wysyłani przez nią do podejrzanych krajów obserwatorzy są po prostu ignorowani.
Wtorkowa decyzja udowodniła, że organizacja ta nie ma sensu bytu. Jej zasadniczym wyznacznikiem miała być dbałość o przestrzeganie standardów, które uznawane są za najwyższe moralne tzn. praw człowieka wypracowanych w Europie, Ameryce Północne. Nie powinny zasiadać w niej państwa, które tych standardów nie przestrzegają. Rosja, Chiny, Arabia Saudyjska, Sudan, Wenezuela, Egipt- te państwa nie powinny decydować o tym czy standardy przestrzegania praw człowieka zostały spełnione.
Przewodniczący Rady, Luis Alfonso de Alba po wtorkowej sesji stwierdził, że „to był początek nowej ery dla ONZ oraz nowej kultury w sprawach praw człowieka”. Chyba nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo dwuznaczne są jego słowa. Kto jeszcze nagle zacznie przestrzegać praw człowieka- Korea Północna?

czytaj:

Rada Praw Człowieka: kontrowersyjni członkowie

ONZ: Rada Praw Człowieka zdjęła Kubę i Białoruś z czarnej listy

Powołanie Rady Praw Człowieka ONZ (Biuletyn Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych)

środa, 20 czerwca 2007

Olał je deszcz, olał je rząd

Strajkujące pielęgniarki już odniosły zwycięstwo. Może nie w walce z rządem, ale w nastawieniu opinii publicznej. Jest to dosyć ważne, bo ich sytuacja w ogólnej świadomości była nieco inna niż lekarzy. W stosunku do nich bowiem lekko przychodziło nam przyznać, że „im się należy”. Jeśli chodzi o pielęgniarki- z tym było trochę trudniej. Bo od pielęgniarek jesteśmy nastawieni bardziej lekceważąco.
Tymczasem rząd pokazał, że nie ma serca i przy pomocy policji zepchnął siostry sprzed Kancelarii Premiera. Nagłośniły to zarówno telewizja jak i prasa- z Wyborczą i Dziennikiem na czele. Ja natomiast abstrahuję od tego czy ktoś pielęgniarki lubi czy nie, czy uznaje że podwyżki im się należą czy też wystarczą im łapówki emerytów (tak krzyczał do protestujących jakiś starszy pan). Ważną sprawą jest natomiast brak delikatności w postępowaniu z pielęgniarkami.
Być może blokowały jezdnię i Warszawa nie może pozwolić sobie na kolejny korek (to z kolei tłumaczenie policji), ale bezceremonialne spychanie ich na pobocze wyzwoliło w ludziach naturalny opór przeciwko takim działaniom. Telewizja pokazała, jak spychane przez funkcjonariuszy pielęgniarki krzyczały „gestapo”- prasa to opisała. Teraz do strajku dołączają górnicy i lekarze. Ci nie dadzą zepchnąć się tak łatwo. Być może tą kłopotliwą sprawę rozwiązałoby wyjście premiera i porozmawianie z protestującymi. Ale Jarosław Kaczyński najpierw chciał się spotkac na neutralnym gruncie (gdzie powiedziałby to samo co w kancelarii) a potem okazał się tak zajęty, że będzie dostępny dopiero w poniedziałek. Pielęgniarek nikt nie przyjął również w Sejmie. Wicepremier Gosiewski natomiast, zaprosił je na spotkanie… w przyszły wtorek. Przyjechali za to Ryszard Kalisz i Hanna Gronkiewicz- Waltz, którzy postanowili wykorzystać tą sytuację dla medialnego zaistnienia.
Premier Kaczyński nie zdaje sobie chyba sprawy z tego, że protestującymi pielęgniarkami interesuje się cała Polska. Jego wtorkowym spotkaniem w Centrum Dialogu zaś- niewielu. PiS przekreślił szansę na pokazanie się w tym sporze z ludzkiej strony. Wychodząc z założenia, że twarde prawo lecz prawo, udowodnił, że jest to również prawo zimne. Bo z protestującymi trzeba rozmawiać a przynajmniej wyjść i powiedzieć, że się je rozumie. Kazimierz Marcinkiewicz tak właśnie zrobił. Nie na darmo swego czasu był popularniejszy od braci Kaczyńskich. PiS natomiast ogranicza się do wzywania od rozejścia się do domu i twierdzenia (ustami posłanki Szczypińskiej), że cały protest ma charakter polityczny. Tyle tylko, że ja widziałem transparenty z napisem „Nie zabijam, nie biorę” a nie „Precz z Kaczyńskim”.
Rząd nieustannie uskarża się na złą prasę, ale swoim niedołęstwem sam się o nią prosi. Widząc pielęgniarki krzyczące, że ich się nie słucha bo nie są górnikami i nie rzucają kamieniami, sztachetami czy puszkami farbą, trudno nie przyznać im racji. Rząd tymczasem nie chce nawet sprawiać wrażenia że słucha. Wyjście z założenia, że skoro reforma jest w toku i podwyżki będą w przyszłym roku, to wszyscy powinni solidarnie czekać jest naiwniactwem. Tym bardziej, że w uszach opinii publicznej ciągle brzmi te 8 milionów, które minister Kalata rozdała swoim współpracownikom. Na nagrody dla kolesi Leppera(jak ujął to Fakt) pieniądze są, ale dla zwykłych ludzi nie ma.
Jedna z pielęgniarek krzyczała, że olał je deszcz olał je rząd. Rząd olał również to, co wielu Polaków pomyśli sobie o takim podejściu do strajkujących przedstawicieli służby zdrowia. A ja, w swojej naiwności myślałem, że jeśli nie styl rządów sobie poprawili, to przynajmniej PR.

czytaj:

Rząd nakręca strajk

Szef "S": jesteśmy rozczarowani PiS-em; będzie strajk

Pielęgniarki: nie ruszymy się stąd przez tydzień

Policja zepchnęła pielęgniarki na chodnik

"Opozycja cynicznie wykorzystuje strajk pielęgniarek"

Wódka z byle czego

Mniej więcej w ten sposób o unijnym projekcie wprowadzenia tzw. szerokiej definicji wódki wyraził się europoseł Bogusław Sonik. Odniósł się do tego, że forsowana przez Niemcy definicja umożliwia produkcję wódki z obierek po ogórkach czy skórki od banana. I zgodnie z dzisiejszymi ustaleniami, wódę ognistą rzeczywiście będzie można z produkować nawet ze śmieci.
Dziennik zarzucał Andrzejowi Lepperowi, że przegrał polską wódkę. Nie wykazał się bowiem wystarczająca czujnością na działania Niemiec. Nasi zachodni sąsiedzi rozesłali bowiem do wszystkich państw unijnych, z pominięciem Polski i Litwy, propozycję uchwały dotyczącej definicji wódki. Niemiecka propozycja zakładała podział wódki na tradycyjną i tą produkowaną z innych surowców. W drugim przypadku producent musiałby umiesić na butelce informację o surowcu, z którego został zrobiony trunek. Rzeczywiście ministerstwo wykazało się brakiem spostrzegawczości i pozwoliło na takie działania Niemiec za naszymi plecami.
Dzisiejsze rozstrzygnięcie Parlamentu Europejskiego nie jest jedynie winą Leppera. W rzeczywistości na drodze popieranej prze Polskę (a także Litwę, Łotwę, Estonię, Szwecję, Danię i Finlandię) wąskiej definicji wódki (czyli określeniu wódki jako alkoholu produkowanego z ziemniaków, zboża lub melasy buraczanej) stanęły dwie przeszkody. Pierwsza z nich to: Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Hiszpania. Te kraje rozgrywały wódkę we własnym interesie, dlatego, że alkohole wysokoprocentowe produkuje się w nich m.in. z winogron. Polski rząd wykazał się zbyt dużą ufnością w to, że tradycyjna receptura jest niepodważalna. Siła głosu głównych europejskich graczy zrobiła swoje.
Druga sprawa to lobbing. Polska i jej sprzymierzeńcy eksportują do UE ponad 80 % wódki. Około 90% tego trunku na świcie produkowane jest ze zbóż i ziemniaków. Podkreślania tych elementów jakoś zabrakło, albo było one niesłyszalne. W Polsce nie powstało żadne lobby popierające wąską definicję wódki. Polscy europosłowie przekonujący do naszych racji posłów czeskich czy węgierskich to za mało. Potrzebny był poważny rozgłos, którego ani w Polsce, ani w innych krajach nie było. To leżało w interesie zarówno rządów tzw. koalicji wódczanej, jak i samych gorzelni.
Znakomicie sytuację wykorzystała za to European Vodka Alliance (EVA)- Europejskie Towarzystwo Producentów Wódki. Warto podkreślić, że należą do niego gorzelnie produkujące wódkę z bananów i winogron. Powołując się na wymogi Światowej Organizacji Handlu (która zażądała od UE podania jednoznacznej definicji wódki) i na równouprawnienie wywalczyła swoje. Na jej stronach można znaleźć racje, które przemawiały za przyjęciem szerokiej definicji wódki.
Czy w Polce powstała taka strona? Nie. Dlatego trochę mnie śmieszy poszukiwanie winnego teraz, skoro polska wódka była przegrywana już za poprzednich rządów. Należy bowiem przypomnieć, że sprawa definicji wódki ciągnie się od 2005 roku. Już wówczas znani byli zwolennicy i przeciwnicy wąskiej i szerokiej definicji tego alkoholu. Od dwóch lat sytuacja się nie zmieniła. Problemem tym zajmowano się w Polsce sporadycznie, bez żadnej zorganizowanej akcji. Tymczasem na zachodzie działano dość sprawnie, oto przykładowe cytaty:

Producenci tradycyjnej wódki w Polsce, Skandynawii i krajach Bałtyckich mają trudności z konkurowaniem z nowymi przemysłowymi gigantami z Wielkiej Brytanii i Niemiec. [Spiegel Online International]

W czasach panowania komuny polska wiedza pozwalała destylować wódkę w węgla. (…) W Szwecji wódka była raz wyprodukowana z odpadów papierniczych. Ale „wódkowi puryści” nie mają dzisiaj cierpliwości dla alternatywnych składników. [New Herald Tribune International]

W obu tekstach, pomimo dwustronnego omawiania sporu o definicję wódki, większy nacisk został położony na racje EVA. Podkreślano również, że wódkę można produkować z czegokolwiek oraz strach rodzimych gorzelni przed silniejszą konkurencją z Zachodu. Teraz brak działania polskich władz (zarówno przeszłych jak i obecnych rządów) dał efekty, które są dla nas bardzo niekorzystne.
Należy zastanowić się, co zrobić w momencie, kiedy nie ma żadnej przeszkody dla produkcji i eksportu wódki z czegokolwiek. Zarówno rządy koalicji wódczanej jak i zainteresowane gorzelnie powinny rozpocząć kampanię na rzecz utrwalenia w świadomości konsumenta wartości tradycyjnej wódki, która- nawet jeśli droższa- ma również wyższą jakość. Załamywanie głowy i szukanie winnego to strata czasu. Trzeba wypić wódkę, jakiej sobie naważyliśmy i brać się do roboty, aby jak najbardziej ograniczyć straty związane z zalewem tanich, „wódkopodobnych” trunków.

czytaj:

Spór o definicję wódki

UE: "Kolaicja wódczana" zwiera szyki

Unijna definicja wódki za plecami Polaków

KE popiera Niemcy ws. definicji wódki

Zmiana definicji wódki bardzo nas zaboli

Lepper przegrał polską wódkę

Unia zdecydowała: wódka może być nawet z ogórków

A spirited war: The search for the real vodka

The Great European Vodka War

WTO Law & Vodka Raw Materials